Po dzisiejszym, sentymentalnym, wieczorze postanowiłam wziąć się w garść i naskrobać notkę. Trochę refleksyjną - adekwatną do nastroju (napisała, barbarzyńsko wcinając kanapkę z żółtym serem).
Z moich prywatnych obserwacji wynika, że główną obawą osób rozważających wyjazd, czy nawet będących już na sto procent zdecydowanymi na niego, jest możliwe uczucie tęsknoty za rodzinnych krajem i ludźmi, których niestety spakować w walizkę się nie da. Ba! Nie tylko możliwe, ale nawet w zupełności pewne, jak to, że po nocy przyjdzie dzień, a po burzy spokój. Sama o tym myślę, choć może nie z wielką obawą... Mimo tego, że oczywiście, bywają chwile (zapewne ich częstotliwość będzie się sukcesywnie zwiększać) kiedy zastanawiam się, jak poradzę sobie z ewentualnym HOMESICKiem, nie czuję strachu.
Dni takie, jak dzisiejszy - spędzone z przyjaciółmi, celebrując najbardziej błahe chwile razem - dobitnie uświadamiają mi, że cokolwiek by się nie działo, MAM DO CZEGO WRACAĆ. Taki szalony akt, jak wyjazd na rok do obcych ludzi, do obcego kraju, jest czymś, do czego moje serce rwie się od dawna. Mam to szczęście, że bliscy mi ludzie, dla których relacja ze mną jest czymś więcej, niż obowiązkiem, czy koniecznością, rozumieją mnie. Albo przynajmniej starają się rozumieć. Od dawna przyzwyczajam wszystkich wokół do swojego niezrównoważenia, co nieco ułatwia sytuację. Miniony rok był... trudny. W największej mierze. Jednak równie cenny, co trudny. Pokazał dobitnie, na kogo mogę liczyć w każdej sekundzie życia, a kogo obecność to jedynie zbędny ozdobnik. Dzięki temu dziś czuję spokój i jestem niemal pewna, że będę go czuć tysiące kilometrów stąd. W dobie Internetu taki problem to nie problem. Oczywiście - jest to tylko substytut faktycznej obecności, jednak będziemy musieli się wszyscy nim zadowolić. Ja i moi bliscy. Osoby, które kocham całym swoim serduszkiem i których miłość czuję każdego dnia. To będzie ze mną każdego dnia, a ja będę obecna tutaj. Jestem tego cholernie pewna. Jestem tak cholernie szczęśliwa i podekscytowana.
Nie zamierzam wymyślać sobie problemów, bo (powtórzę) - takie problemy to nie problemy. Dopóki jestem tutaj, dopóki w każdej chwili mogę zobaczyć ukochane twarze - czerpię garściami. Co będzie później, zacznę się martwić dopiero kiedy to "straszne" później nastąpi. Teraz jest dobrze i niech tak pozostanie.
A co dobrego słychać u Was? Kochacie swoje życie tak, jak ja? I HOPE SO.
Roczna rozłąka to wspaniały sposób na wyeliminowanie mało wartościowych "przyjaźni". Teraz mocno zawęziłam krąg znajomych i cieszę się, że mam wartościowe osoby, które już na zawsze będą miały miejsce w moim sercu. Homesick się nie boję, dla mnie wyjazd na rok jest całkowicie naturalną sprawą.
OdpowiedzUsuń3 zdjęcie jest zajebiste :D