Niby wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy mamy dwie ręce i nogi. Jednak historia, miejsce w jakim dorastamy, wszystkie na co dzień niedostrzegane czynniki składają się na to, że jesteśmy kompletnie różni, również ze względu na narodowość. Majorka zdążyła zaskoczyć mnie już wiele razy. Nie czytałam zbyt wielu ciekawostek zanim tu przyjechałam, nie spodziewałam się niczego, aby zbytnio się nie zawieść. Teraz, po tych kilku tygodniach, gdy zerkam na podobne artykuły, okazuje się, że moje spostrzeżenia są im bliskie. Tym bardziej miło mi jest, że dałam sobie szansę dojść do nich sama.
ZAPRASZAM WIĘC NA KILKA LUŹNYCH SPOSTRZEŻEŃ NA TEMAT MENTALNOŚCI, STYLU ŻYCIA I BYCIA HISZPANÓW, Z KTÓRYMI DANE MI JEST OBCOWAĆ NA CO DZIEŃ
:
:
1. First things first: niezaprzeczalny optymizm, uśmiech i duużo uprzejmości. Wszędzie - w domu, na ulicy, w sklepie. Do dziś pamiętam swój zaciesz, kiedy pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, kasjerka zaczęła śpiewać podczas wydawania mi reszty. JEDNAKŻE! Musi być jakieś "ale". Moja host mama, pomimo iż reprezentuje raczej tę zdecydowaną większość i podchodzi do życia na dużym luzie, codziennie uskutecznia swoją przyjemność polegającą na narzekaniu mi na swoje nieustanne zmęczenie podczas palenia porannego papierosa ^^
2. Kolejną kwestią związaną z dość lekkim podejściem do życia są spóźnienia. Umawiając się z Hiszpanem na 10, możecie o 10.15 spokojnie myć zęby. To samo dotyczy komunikacji publicznej. Chciałam ostatnio dostać się do stolicy. Wybrałam autobus, który rozkładowo powinien być o 17.25. Nauczona wcześniejszym doświadczeniem zaczęłam się denerwować dopiero o 17.30. Autobus zobaczyłam o 17.35, a była to linia, która powinna przyjechać na ten przystanek już o 17.15. F*CK LOGIC.
3. Poza absurdalną nieumiejętnością korzystania z zegarka, absurdalne są tu też pory obiadów. Osobiście długi czas walczyłam ze sobą, aby unormować swoje pory posiłków, jeść śniadania i nie objadać się na noc. Tak więc pierwszy posiłek jem o 8/9, kolejny za 3 h i tak dalej. Tymczasem tutaj: high life. Mój siedmiolatek na śniadanie je (pardon, pije) kawę z mlekiem (!) choć i to nie zawsze, robi mi awantury o pakowanie mu kanapek do szkoły żeglarskiej, w której jest od 10-14 po powrocie często czeka ze zjedzeniem czegoś na mamę, która wraca na obiad ok. 15 (dla niej też jest to pierwszy posiłek). Normą jest wyjście na "dinner" ok. 21/21 (ten posiłek o 15 to tylko "lunch"). Ów "dinner" składa się z przystawki, dużego dania i deseru! Wszystko na głowie, jak dla mnie kosmos. Co chwilę słyszę zarzuty, że zbyt mało jem, bo nie pochłaniam kilogramów za jednym zamachem.
4. Palenie. Odnoszę czasem wrażenie, że palą tu wszyscy i wszędzie. Na plaży, na ulicy, w domu, pani kasjerka wychylająca tylko głowę przez drzwi sklepu, żeby nie kopcić wewnątrz. Jednocześnie w zwykłym markecie nie ma szans, aby kupić papierosy. Dostępne są one jedynie w TABACOS oraz w elektronicznych budkach w niektórych barach. Podobno większość osób pali tu papierosy skręcane samodzielnie. Możliwe, jednak jak dla mnie, większość takich skrętów jest "zaprawiana". Serio, zapach Mary czuję tu przynajmniej dwa razy dziennie.
5. Kultura jazdy stoi tu na wysokim poziomie. Może wynika to w jakimś stopniu z faktu, że Hiszpanom się nie spieszy. Kulturalnie więc ustępują pierwszeństwa pieszym niemal za każdym razem, gdy przy przejściu ustawi się choć jedna osoba. Co prawda klakson słychać dosyć często, ale raczej z (może to zabrzmieć dziwnie) wzajemnej troski o siebie. Tak, tak. Ulice są dosyć wąskie, zwykle na jednokierunkowych na obydwu poboczach wyznaczone są miejsca parkingowe - ciasno. W dodatku ludzie chodzą sobie często jak chcą, bo im wolno. Więc klakson raczej jest takim najlepszym sposobem na zasygnalizowanie "ziomek, dobrze Ci radzę. Uważaj trochę, albo będziesz klepał furgonę".
6. Kolejna z jezdniowych ciekawostek. Większość ulic jest jednokierunkowa, natomiast każde większe skrzyżowanie ma postać ronda (rotonda??). Nie wiem, jaki to ma sens, jednak mi chyba właśnie przez te dwa fakty jeździ się tu naprawdę komfortowo.
7. Woda w kranie jest obrzydliwa. Serio, płukanie zębów po ich umyciu niejednokrotnie przyprawia mnie o mdłości, a gdybym miała wybierać pomiędzy wypiciem szklanki z kranu tutaj, a z basenu publicznego, wybór ten byłby trudny. W moim osobistym rankingu obrzydliwości ustępuje jedynie wodzie morskiej.
8. Wszechobecne promocje w stylu "im więcej niepotrzebnych rzeczy kupić, tym mniej dolarów zapłacisz". A tak serio, fajnie się to kalkuluje, np. - pocztówka kosztuje 20 centów, ale już jak kupimy ich 10, to zapłacimy łącznie jedynie 1,50 euro. 50 centów nawet majorską ulicą nie chodzi, a za tę niepozorną kwotę możemy kupić sobie nawet 2 piwa 0.3 l, jak dobrze pójdzie (pozdrawiam Agatę! <3).
9. Hiszpanie tutaj są osłuchani z rosyjskim, ponieważ ludzie tej narodowości stanowią duży odsetek mieszkańców i turystów na wyspie. Dlaczego jednak panuje powszechne przekonanie, że Polacy są w stanie bez problemu zrozumieć rosyjski - nie wiem.
Zaskoczeń było więcej, ale żeby nie przedłużać, postaram się przemycać je od teraz na bieżąco. Mam takie postanowienie na sierpień, aby zwiększyć regularność dodawania postów, co na razie jest utrudnione z racji tego, że przyleciał do mnie w odwiedziny chłopak. Mamy już za sobą trzy dalsze wycieczki, które z pewnością opiszę w najbliższym czasie!
Pozdrawiam po ponad miesiącu (ach ten czas!) na wyspie ;)
5. Kultura jazdy stoi tu na wysokim poziomie. Może wynika to w jakimś stopniu z faktu, że Hiszpanom się nie spieszy. Kulturalnie więc ustępują pierwszeństwa pieszym niemal za każdym razem, gdy przy przejściu ustawi się choć jedna osoba. Co prawda klakson słychać dosyć często, ale raczej z (może to zabrzmieć dziwnie) wzajemnej troski o siebie. Tak, tak. Ulice są dosyć wąskie, zwykle na jednokierunkowych na obydwu poboczach wyznaczone są miejsca parkingowe - ciasno. W dodatku ludzie chodzą sobie często jak chcą, bo im wolno. Więc klakson raczej jest takim najlepszym sposobem na zasygnalizowanie "ziomek, dobrze Ci radzę. Uważaj trochę, albo będziesz klepał furgonę".
6. Kolejna z jezdniowych ciekawostek. Większość ulic jest jednokierunkowa, natomiast każde większe skrzyżowanie ma postać ronda (rotonda??). Nie wiem, jaki to ma sens, jednak mi chyba właśnie przez te dwa fakty jeździ się tu naprawdę komfortowo.
7. Woda w kranie jest obrzydliwa. Serio, płukanie zębów po ich umyciu niejednokrotnie przyprawia mnie o mdłości, a gdybym miała wybierać pomiędzy wypiciem szklanki z kranu tutaj, a z basenu publicznego, wybór ten byłby trudny. W moim osobistym rankingu obrzydliwości ustępuje jedynie wodzie morskiej.
8. Wszechobecne promocje w stylu "im więcej niepotrzebnych rzeczy kupić, tym mniej dolarów zapłacisz". A tak serio, fajnie się to kalkuluje, np. - pocztówka kosztuje 20 centów, ale już jak kupimy ich 10, to zapłacimy łącznie jedynie 1,50 euro. 50 centów nawet majorską ulicą nie chodzi, a za tę niepozorną kwotę możemy kupić sobie nawet 2 piwa 0.3 l, jak dobrze pójdzie (pozdrawiam Agatę! <3).
9. Hiszpanie tutaj są osłuchani z rosyjskim, ponieważ ludzie tej narodowości stanowią duży odsetek mieszkańców i turystów na wyspie. Dlaczego jednak panuje powszechne przekonanie, że Polacy są w stanie bez problemu zrozumieć rosyjski - nie wiem.
Zaskoczeń było więcej, ale żeby nie przedłużać, postaram się przemycać je od teraz na bieżąco. Mam takie postanowienie na sierpień, aby zwiększyć regularność dodawania postów, co na razie jest utrudnione z racji tego, że przyleciał do mnie w odwiedziny chłopak. Mamy już za sobą trzy dalsze wycieczki, które z pewnością opiszę w najbliższym czasie!
Pozdrawiam po ponad miesiącu (ach ten czas!) na wyspie ;)
Super sie czyta! Pamietam, ze ja tez bylam pod wrazeniem ze wszyscy pala a kupic fajki to juz trudniej. Spoznienia, posilki, optymizm zgadza sie :D Myslalam, ze Majorka ie ma duzo wspolneho z racji tego, ze jest wyspa z Hiszpania a tu prosze! Pisz Kamcia pisz!!!
OdpowiedzUsuń