czwartek, 8 października 2015

YA HABLO ESPANOL... UN POCO

Człowiek podobno uczy się przez całe życie. Szczerze, bez najmniejszej ściemy - bardzo mi się ta perspektywa podoba. Wbrew pozorom to nie jest tak, że uciekłam przed studiami, bo jestem leniwa i nie chce mi się zasuwać w książkach kolejne kilka lat. Wręcz przeciwnie - mnie to jara i sprawia mi przyjemność. Oczywiście, o ile uczę się czegoś, czego CHCĘ się uczyć, w czym widzę perspektywy na przyszłość. Tak właśnie jest z hiszpańskim - choć na początku odrobinę mnie przytłoczył (no sorry, skoro pojechałaś do hiszpańskojęzycznego kraju znając jedynie "hola"...) po dwóch miesiącach faktycznej nauki, w tym jednym miesiącu nauki (nazwijmy to) intensywnej, muszę przyznać, że jest to naprawdę piękny i ciekawy język. 


Co do perspektyw - 410 milionów native speakerów, drugi język dla kolejnych 90 milionów, język urzędowy w 20 krajach. Te liczby mówią same za siebie.

Jak już wspomniałam, do Hiszpanii przyjechałam ze znajomością hiszpańskiego równą zeru - rodzina goszcząca  wymagała ode mnie jedynie znajomości angielskiego, takową mogę się pochwalić, więc jestem. I co teraz? Z młodym - spoko, dogadam się po angielsku, z ojcem również, mama bardzo się stara, ale zdarzają nam się nieporozumienia. Natomiast już z panią, która dla nas gotuje - ni chu chu. I teraz, nie chcąc wyjść na jakiegoś gbura ostatniego, na początku nauczyłam się kilku pozdrowień typu dzień dobry, do widzenia. Z czasem udaje nam się odbywać coraz bardziej zaawansowane (hio hio) rozmowy. Tak więc to był właśnie pierwszy motor napędowy do nauki - niezrozumienie wszystkiego, co mnie otacza. Telewizja, radio w samochodzie, rozmowy domowników. Naprawdę nieswojo czułam się nie rozumiejąc ich, a słysząc swoje imię. Głupio również było mi stać jak ten osioł w obliczu pytania, czy mogę skoczyć do sklepu po pomidory, które musiano mi przedstawiać za pomocą jakichś kalamburów dla upośledzonych. 

Jednakże, teraz wspominając takie właśnie niekomfortowe dla mnie sytuacje sprzed dwóch, trzech miesięcy, czuję się naprawdę dobrze, bo widzę, że zdarzają się coraz rzadziej, co oznacza jedno - moja nauka, jakkolwiek chaotyczna, okazuje się być skuteczna. Czuję się naprawdę zmotywowana - głównie przez fakt opisany powyżej, ale również przez swoje plany na najbliższą przyszłość.

Bardzo miło jest mi w końcu napisać - tak, na 95% wiem, co chcę w najbliższym czasie studiować, w jakim kierunku chcę się kształcić. Hiszpański będzie miał z tym wiele wspólnego, więc biorę się za dalszą naukę. Potraktujcie tę notatkę jako wstęp, ponieważ niebawem notka na temat tego właśnie, w jaki sposób i przy pomocy jakich środków się uczę, a później, kto wie. Może wątek hiszpańskiego rozwinę dużo szerzej. 



3 komentarze:

  1. Co chcesz studiowac, powuedz powiedz powiedz! Hiszpanski jest super, szkoda, ze ja przez swoj pobyt prawie nic sie nauczylam. Coz, wszystko przede mna :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Hiszpański super, kiedyś chciałam się go chociaż trochę nauczyć,może to jest ten czas :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam podobnie :) Gdy przyleciałam do Hiszpanii, umiałam co nieco, ale tempo rozmów i lawina nowych słów nieraz wprawiały mnie w zakłopotanie i osłupienie. Host mama na początku miała przy sobie telefon z często włączonym translatorem, coby mi coś przetłumaczyć w razie potrzeby. Jestem tu 1,5 miesiaca i potrafię zrozumieć jakieś 85% rozmów i nawet sama się porozumiewać, krok po kroku. Potrzebujemy po prostu czasu :) W sumie można podziwiać Twoją odwagę, bo z samym "hola" naprawdę musiało być Ci ciężko. Ale dobre jest to, że czas na tej pięknej wyspie zaowocował fascynacją językiem do tego stopnia, że chcesz to kontynuować. Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń